sobota, 26 grudnia 2009

navidad, navidad.... i po świętach!

no t mamy je za soba: pierwsze święta na obczyźnie!!!i mimo oczekiwań (łzawych wizji, braku nastroju i ogólnego marazmu!!!) wyszły niesamowicie (możecie o tym przeczytać też u polly!!!)
mimo kilku deszczowych dni przed... wigilia byla sloneczna i ciepla (byl nawet plan zeby zrobic fote jak w japonkach pod termometrem wskazujacym 22 stopnie stoimy... ale coz... duzo planow mamy...)
ale zacznijmy od poczatku... czyli od 23.12, kiedy to stwierdzilysmy z polly ze swieta to mierda i maly bojkot robimy bo co to za swieta bez obzarstwa.... ale potem zabralysmy sie za tworzenie swiatecznych dekoracji- ja pokolorowalam obrazki ktore dostalysmy od gucia, przytargalam z balkonu nonia duzego plastikowego bambusa, skrecilam ze srebrnych galazek stroik i otworzylam z polly manufakture ozdob chionkowych: czyli dunskich serduszek z papieru (a dokladnie z katalogu quicksilvera- chris angel zawsze z nami:P to tak dla wtajemniczonych:P) no i sciagnelam polskie koledy... i to dzieki nim wlasnie zagoscil w naszym domku na dobre swiateczny nastroj!w wigilie zrobilysmy z estera i polly ostatnie zakupy, zerwalysmy pomarancze z drzewka na sasiedniej ulicy i udekorowalysmy nimi stol... a potem z koleda na ustach zabralysmy sie za kucharzenie!!!i wierzcie lub nie- stwierdzenie polly ze jedyna dobra rzecza w swietach z daleka od domu jest brak zbednych kilogramow na oponkach nie mialo racji bytu!!!!
byl barszcz, pierogi z nadzieniem orientalnym a la estera i z kapucha od mojej mamy, kapusta ze sloika straight from poland, salatka a la polly, pyszne placuszki dyniowe i jeszce lepszym sosem, humus i ciacha i grzaniec.... no i po raz pierwszy w moim zyciu puste nakrycie przy wigilijnym stole zostalo wykorzystane- bo akurat w momencie kiedy podawalysmy jedzenie do stolu zjawil sie nasz trecki gosc z hospitality club:P ktory do wszystkich samkolykow dorzucil jeszcze niemiecka czekolade z orzechami!!!pelen wypas:P

no i prezent tez byly!!!polly podarowala nam po wierszu, od estery dostalysmy chleb figowy a ja obdarowalam laskibonami na rozne uslugi:P
prosta familijna ciepla wigilia nam wyszla- lepiej byc nie moglo... a wlasciwie moglo i bylo... bo po kolacji ruszylismy ""na miasto"
wsadzilismy nasze objedzone dupki na rowery i ruszylismy w strone katedry, po drodze zgarniajac jeszcze 2 kolesi z couch surfingu... zajrzelismy na chwilke na pasterke w katedzre pozwiedzalismy i nocny spacer skonczylismy na alamedzie- imprezowym plac sewilli, polly po jednym piwku wrocila do domu- bo jako jedyna osoba pracujaca musiala sie wyspac... a estera, ja i metin spotkalismy naszych znajomych z ktorymi zasiedlismy na laweczce na placu (tak tak... bylo na tyle cieplo zeby cala noc przesiedziec na zewnatrz, popijajac rum z cola i lodem na zmiane z piwkiem)... nasza wigilia skonczyla sie odsmazanymi pierogami o 7.30 rano:P
a wczoraj do naszej gromadki dolaczyl jeszcze pablo- nasz argentynski przyjaciel z tarify... wieczorem wpadli tez ali, moha i laure oraz baldo- sewillenscy znajomi: zjedlismy pizze, ryz w pomidorach z "lanym"jajkiem a la juan, spagetti, ciacha czekoladke i piwko... piekny wieczor..:P a nastepnie jak zwykle skoczylismy na alamede:P
a dzis zrobilysmy chlopakom (metinowi i pablo) maly spacer po sewilli polaczony ze zwiedzaniem, nastepnie metin uraczyl nas przepysznymi choc mocno doprawionymi (nieprawdaż polly?)papryczkami nadziewanymi ryzem i soczewica, okraszonymi tzatziki i popijanymi winem... a teraz powoli zbieramy sie do wyjscia (a to niespodzianka!)... lecimy na pokaz flamenco:P
tak wiec: wesolego po swietach!!!!!!!

1 komentarze:

#poniosłoNas pisze...

to moze taka mala dygresja a propos papryczek - prawdam, prawdam :)
a co do flamenco to uzupelnijta wpis jakto nie dotarliscie :)

 
design by suckmylolly.com