czwartek, 25 lutego 2010

CZASEM SŁOŃCE CZASEM DESZCZ:)

No jak wiecie bardzo nam przykro ze u was pizga - chociaz tak naprawde ostatnio na necie nie doszukalam sie zastraszajacych prognoz meteorologów o wielkich sniezycach i zaspach nie do pokoniania:) wiec a nuż wiosna niedlugo zawita:)3mam kciuki:)

no u nas nie zawita bo tak naprawde nigdzie sobie nie poszła:)jest obok za oknem od początku zimy!!!hehe
no ale kapryśna jest i czasem oberwanie chmury takie ze mała bania a tu znowu grzeje jak na patelni!!czyli wiosna hiszpańska zmienna jest - polecamy zawsze mieć przy sobe okulary słoneczne, duża reklamówkę, seksi-fleksi wdzianko foliowe w kolorze rażącej zielenii albo zdobyczna parasolkę (od przypadkowego przechodnia, który zlitował się nade mną mokrą jak mysz albo po prostu zabrać sobie czyjąś z hostelu - skoro ktos ją zostawił to znaczy, że więcej nie potrzebuje:) kupować nie ma co po, te chińskie sie psuja jeszcze przed uzyciem albo sie wyginaja i łamią i mozna nie tylko komus ale przede wszystkim sobie krzywde zrobić:)


no a jak grzeje to bez okularów ani rusz:) zapewniam, że Marta obecnie niczym rumiane jabłuszko wygląda bo sie co nieco przyjarała na buźce:)
czyli chwilowo życie upływa nam albo w cieniu drzew albo pod daszkiem:) i dobrze:)


buzkaaaaa z deszczowej dzisiaj:)
noniu

niedziela, 21 lutego 2010

Do pracy rodacy:)

no marta w koncu cos tutaj wygrazmoliła:)hehee
a skoro Polly niedlugo sie zmywa to tez szaleje z aparatem i fotki robi to tu to tam:) i tak oto wygladaja nasze gniazdka pracownicze:)




Podobnie jak Polly ja sobie siedze za pulpitem i to moje centrum zarządzania wszechświatem w hostelu: czyli od nitki przez wagę po check-out i użeranie sie z papierkiem w terminalu:)praca mi sie podoba i srednio raz na 4 dni mojej roboty trafia sie ciacho ciach:)ostatnio goracy Brazylijczyk strajt from Sao Paolo:)boskiiiii:)
Pomijam oczywiscie fakt, ze dzisiaj przyjechała parka do nas - znajomi Vale i pan parkowy daje tak radę że sie z Polly nie mozemy na niego napatrzeć:)jawnie do schrupania!!!!w morde jeża:)i własnie laski wyszły i tak sobie z Polly zamarzyłysmy żeby sie winda zacięła i ktos je odkrył gdzieś tak za tydzień:) bo i Włochem i naszym Kolumbijczykiem bysmy sie chętnie zajęły:)oooo tak:)

buźka wielka z deszczowo-słonecznej
pac pac
noniuuuu

środa, 17 lutego 2010

karnawał... niech zyje karnawał:P










no i mam za soba pierwszy moj hiszpanski karnawal... i to podobno ten najlepszy z najlepszy, bo karnawal w Kadyksie (Cadiz)
no to najpierw poczytajcie o nim tekst znaleziony w necie:

"Obecne są popularne platformy, maski i kolory, ale tym co wyróżnia Kadyks to Karnawałowe Zawody Grupowe, podczas których grupy przyjaciół liczące od 4 do 40 osób wybierają własne kostiumy, komponują muzykę i paradują na platformie. Drużyny biorą udział w czterech kategoriach konkursowych: Chirigotas, główna grupa kawalarzy śpiewających satyryczne piosenki; Comparsas, bardziej poetycka i elegancka; Chóry i Kwartety. Wielki finał zawodów transmitowany jest przez telewizję i gwarantuje 10 godzin śmiechu. Grupy wyjeżdżają na ulice na traktorach, przyczepach lub innego rodzaju platformach. Wiązanka ironii, sarkazmu i społecznego krytycyzmu miesza się z hiszpańskim słońcem, wspaniałą muzyką i wyśmienitym jedzeniem. Czego więcej można chcieć? To wybitnie artystyczny i najdłuższy w Europie karnawał, który warto zobaczyć."

no tego artyzmu to ja az tak nie pamietam ( w ogole duzo nie pamietam:P)
w kazdym razie- pojechalismy na karnawal w sobote 13.02 a wrocilismy zdaje sie ze w niedziele w nocy:P
niestety wero ktora pracowala w niedziele jechac z nami nie mogla, wiec ekipa skladala sie z:
kudlatego vel. communistic dalton brother
Mohy vel. afganskiego terrorysty
davida vel. uciekiniera z guantanamo
Ramona vel. malej zagubionej dziweczynki
marty vel. polskiej zdziry
przebrani, zaopatrzeni (jaksie okazalo w nieostateczne ale na biezaco uzupelniane) zapasy alku
zapakowalismy sie do furgonety kudlatego i ruszylismy swietowac ostatnie dni zabawy... bo niedlugo post, no nie?:)
impreza w cadiz jest szalona, kolorowa, wesola, roztanczona, rozspiewana.... echhh:P
popatrcie sami na filmiki- znalezione na jutubie i zeszloroczne... chociaz ja roznicy nie widze:)
http://www.youtube.com/watch?v=GgeocoTgU04&feature=related
http://www.youtube.com/watch?v=Tk9ZsQf9pOw&feature=related

a dnia nastepnego, po uroczej nocy spedzonej w 5 w vanie... ruszylismy po raz drugi na podboj miasta- tym razie posluchac opisanych wyzej chirigotas- czyli zespolikow spiewajacych piosenki wysmiewajace swiat i hiszpanska rzeczywistosc- zawsze do tej samej melodii, ale w kazdym wypadku grupki takie sa w innych przebraniach- zawsze wszyscy w takim samym
te malutkie zespoly, jak tutaj- zatrzymuja sie w waskich uliczkach, tamujac jednoczesnie ruch- co nikomu z pijanych uczestnikow karnawalu nie wydaje sie przeszkadzac- i daja wystepy dla przechodniow
tak jak tu:

http://www.youtube.com/watch?v=SpehtLaarjI

wieksze zespoly maja opisane wyzej platformy... a na nich np 40 panow przebranych za czerwone kapturki, rzymskich legionistow, kosciotrupy czy inne ciekawe postaci:P

czasami nie wiadomo ktorych sposrod nich posluchac i na kogo patrzec...
a najwspanialsze jest to ze wszyscy bawia sie wspolnie- zachecaja nawzajem do wspolnej zabawy- smieja sie, spiewaja- widac ze naprawde przezywaja swoj szalowy wesoly karnawal!!!

portugalia


tak poza tym ze mi sie pod wzgledem pracy, kariery i finansow za bardzo nie uklada, to wszytko u mnie dobrze:P heheheheee no bo jest kudlaty- czyli moj kolega znany ostatnio takze jako" ja pier.... juz nie moge jak mnie ten kolo wku......":) znaczy wszystko u mnie w jak najlepszym:P
kudlaty jak mi nie dziala na nerwy, rozpieszcza mnie ponad miare:P np wycieczki krajoznawcze organizujac... i tak ktorejs pieknej soboty zadzwonilam z rana do pracy(bo jeszzce wtedy pracowalam) ze chora jakas taka jestem... nastepnie zapakowalismy z kudlaczkiem jego furgonete (wielki gar makaronu z pieczarkami, kanapki z tortilla, piwo, wino, koce, poduszki.... jednym slowem wszystko co najpotrzebniejsze, oprocz materaca :P !!!)i ruszylismy do portugalii!!!!piekny weekend byl... pierwsza w tym roku kapiel w oceanie, sloneczko,wodospady, plaza, przejazdzka lodka full romantic jednym slowem... tylko wszystkie gnaty kilka dni bolaly przez noc przespana na podlodze vana- bo cholerny materac w sewilli zostal:P
ale coz... jak juz pisalam piekny to weekend byl:P

deszcze niespokojne... a pomiedzy nimi sloneczko:)


wiem ze juz nieraz nawiazywalysmy do pogody- ale musze do tego wrocic raz jeszcze!!!!artykuly na polskich portalach o nadmiarze sniegu nadal sa dla mnie kompletna abstrakcja!!!!no bo jak to tak? cieplo przeciez jest:P
ok ok... zeby nie bylo ze nam tu zbyt dobrze jest przyznam ze czesto pada... a jak juz pada to jest ulewa!!!!ale pomiedzy swieci sloneczko, mozna sobie mordke przypalic na nim (o taaaak!!!cerwononosy solti byl w zeszlym tygodniu), mozna na spacerek w bluzie samej albo w krotkim rekawku wyjsc, skoczyc na spacerek nad rzeke, usiasc na murku- wypic piwko i zjesc loda... ogolnie plener jakis zorganizowac- co tez w miare czesto czynimi- zanim zrobi sie zbyt goraco:)

hola k tal?JAZZTEL aqui!!!!

no dluuugo nie pisalam, wiem...
ale to wszystko przez moja wstretna prace!!!!
bo nie wiem czy wiecie czy nie wiecie- zdarzylo mi sie popracowac- i to miesiac caly!!!
w firmie zajmujacej sie sprzedaza pakietow telekomunikacyjnych dla firm... brzmi dumnie a bylo jedna wielka sciema:/ codziennie po 12-14 godzin chodzenia po sklepach i firmach i namawiania na zmiane operatora tlf. i wszystko byloby ok gdzyby po pierwsze mi za to zaplacili ale coz to juz inna historia... w kazdym razie firma byla sekta- kazdy dzien zaczynal sie od spotkania w kregu, przybijania piątek, wykrzykiwania hasel motywujacych do pracy, sztucznego entuzjazmu i krzywych usmiechow:/
no coz... ten rozdzial mojego zycia zostal zakonczony- ojej jak mi przykro:(
gorzej ze znow bezrobotna i poszukujaca jestem... ech:(
no przepraszam... fuche jedna mialam- jako kelnerka na eleganckim bankiecie... ale coz-chyba wiecej nie zadzwonia... trzy razy zrzcilam wszytko co mialam na tacy (czyt. duzo duzo duzo szkla), co raz zakonczylo sie oblaniem solenizanta ginem, a innym razem wbiciem szklanego odlamka w powieke jednego z gosci... taaaa:)

niedziela, 7 lutego 2010

A OBECNIE PREZENTUJEMY SIE TAK;)

skoro srednio nam idzie z ta praca to sobie chociaz fotki robimy:) i nawet nawet wychodzim po doglebnej selekcji na maksa:) a wiec tak: nic sie nie zmienilysmy nadal piekne, zgrabne i powabne:) i tej!!!!!

no a czasami szukamy tej pracy i wtedy przewaznie jakos takos pada:)

buzka wielka i sloneczna dla wszystkich:)
noszko, któremu do twarzy w fiolecie:)

środa, 3 lutego 2010

KE TODO VAYA A LA MIERDA ( we frywolnym tłumaczeniu w mordę jeża;)

olek mnie zbesztal wiec uzupełnie tutaj małe co nieco:) a raczej musze sie wyzyc na klawiaturze bo mam typowego PMS-a i mne zalewa!!!i dzisiaj sie wszystko skomulowało - vale zepsuła mi humor przy porannej kawie, nadal wielkie ha z pracą i mi zjadło karte w bankomacie i mi pinda z infolinii tym swoim przymilnym glosikiem tłumaczy podstawowe pierdy!! no zaciukać!!i jeszcze nadal kabelek naciagam do laptopa wiec w kazdej chwili moze byc wielki bum i sie wszystko sfajczyć:(ehhhhhh zycie zycie.....

no wiec nic szczegolnego sie tutaj nie dzieje:( slonko swieci raz poraz, srednio 18st wiec goraco zapraszamy:)i wcale nie mamy radochy, że u was pizga:)heheheh
ja bezrobotna, marta ma ch...... prace ale nadal ją ciągnie nie wiem czemu
ja bez chłopa, marta zy i nawet ostatnio pojechali sobie na romantik randevu do Portugalii:)i ładne foty porobili;)
ja codziennie latam po mieście i szukam roboty, marta codziennie lata po mieście w robocie:)
ja królik, marta wszystkozerna;)


a z innych nowinek to była u nas ostatnio Isabel, znajoma włoszka z Tarify a obecnie w odwiedzinach Bianca - brazylijka, z 5-miesieczną Luaną w brzuszku, fasolka taryfeńska przypadkowa;)

polly wzieła udział w półmaratonie:) i dała czadu ze tak powiem bo to nie bagatela 21 kilosów i prawie sami BOSCY SPOCENI kolesie haba haba:). ale udało się, bieg ukończyła na 34 miejscu i dostała cudne gadżety w kolorach Biało-Czerwonych:)


A sam maraton kończył sie na stadionie olimpijskim i mam nadzieje, ze nam takich stadionów nie będą budowali nigdy przenigdy bo to moloch komunistyczny betonowy z czasów Gierka i cukierka!! paskudztwo straszne!! a po maratonie jak widać na załączonym obrazku sobie fotki popstrykałaśmy przy grafitti:)hej!!!

no i jeszcze Martuś miła opisać sylwka no ale jak widać nie wyszło jej!! więc tylko wspomne, że tradycyjnie zjadłysmy o północy 12 winogron/ów czy jak to tam i poszłysmy na imprezę do 8mej rano w towarzystwie Polaków - Dzidka, Maksa i Grześka, którzy do nas jechali taksą z Tarify - czytać 200km w noc sylwestrowa!!taaaa bez komentarza to musi być miłość:)



buzka wielka dla wszystkich, kabelek wytrwał aczkolwiek sie nadtopił znowu;)a ja zmykam do lodowki po sałate:)pac pac:)

noszko


 
design by suckmylolly.com