czwartek, 31 grudnia 2009

no to szczesliwego...

tak po krotce streszcze bo sil mi brak... po pracy jestem:)
mam prace- w fimrie zajmujacej sie marketingiem (czyt. akwizytor:P firmokrążca), a ta moja firma to taka mala sekta co sie tylko motywowaniem i przybijaniem piatek zajmuje... ale luz- praca jest choc nogi w dupe wlaza!
poza tym noszku jest!!!!!!jejejejejeeeee!!!!!!!
no i dzis sylwester wiec szczesliwego nowego roku zycze!!!!
amen

sobota, 26 grudnia 2009

navidad, navidad.... i po świętach!

no t mamy je za soba: pierwsze święta na obczyźnie!!!i mimo oczekiwań (łzawych wizji, braku nastroju i ogólnego marazmu!!!) wyszły niesamowicie (możecie o tym przeczytać też u polly!!!)
mimo kilku deszczowych dni przed... wigilia byla sloneczna i ciepla (byl nawet plan zeby zrobic fote jak w japonkach pod termometrem wskazujacym 22 stopnie stoimy... ale coz... duzo planow mamy...)
ale zacznijmy od poczatku... czyli od 23.12, kiedy to stwierdzilysmy z polly ze swieta to mierda i maly bojkot robimy bo co to za swieta bez obzarstwa.... ale potem zabralysmy sie za tworzenie swiatecznych dekoracji- ja pokolorowalam obrazki ktore dostalysmy od gucia, przytargalam z balkonu nonia duzego plastikowego bambusa, skrecilam ze srebrnych galazek stroik i otworzylam z polly manufakture ozdob chionkowych: czyli dunskich serduszek z papieru (a dokladnie z katalogu quicksilvera- chris angel zawsze z nami:P to tak dla wtajemniczonych:P) no i sciagnelam polskie koledy... i to dzieki nim wlasnie zagoscil w naszym domku na dobre swiateczny nastroj!w wigilie zrobilysmy z estera i polly ostatnie zakupy, zerwalysmy pomarancze z drzewka na sasiedniej ulicy i udekorowalysmy nimi stol... a potem z koleda na ustach zabralysmy sie za kucharzenie!!!i wierzcie lub nie- stwierdzenie polly ze jedyna dobra rzecza w swietach z daleka od domu jest brak zbednych kilogramow na oponkach nie mialo racji bytu!!!!
byl barszcz, pierogi z nadzieniem orientalnym a la estera i z kapucha od mojej mamy, kapusta ze sloika straight from poland, salatka a la polly, pyszne placuszki dyniowe i jeszce lepszym sosem, humus i ciacha i grzaniec.... no i po raz pierwszy w moim zyciu puste nakrycie przy wigilijnym stole zostalo wykorzystane- bo akurat w momencie kiedy podawalysmy jedzenie do stolu zjawil sie nasz trecki gosc z hospitality club:P ktory do wszystkich samkolykow dorzucil jeszcze niemiecka czekolade z orzechami!!!pelen wypas:P

no i prezent tez byly!!!polly podarowala nam po wierszu, od estery dostalysmy chleb figowy a ja obdarowalam laskibonami na rozne uslugi:P
prosta familijna ciepla wigilia nam wyszla- lepiej byc nie moglo... a wlasciwie moglo i bylo... bo po kolacji ruszylismy ""na miasto"
wsadzilismy nasze objedzone dupki na rowery i ruszylismy w strone katedry, po drodze zgarniajac jeszcze 2 kolesi z couch surfingu... zajrzelismy na chwilke na pasterke w katedzre pozwiedzalismy i nocny spacer skonczylismy na alamedzie- imprezowym plac sewilli, polly po jednym piwku wrocila do domu- bo jako jedyna osoba pracujaca musiala sie wyspac... a estera, ja i metin spotkalismy naszych znajomych z ktorymi zasiedlismy na laweczce na placu (tak tak... bylo na tyle cieplo zeby cala noc przesiedziec na zewnatrz, popijajac rum z cola i lodem na zmiane z piwkiem)... nasza wigilia skonczyla sie odsmazanymi pierogami o 7.30 rano:P
a wczoraj do naszej gromadki dolaczyl jeszcze pablo- nasz argentynski przyjaciel z tarify... wieczorem wpadli tez ali, moha i laure oraz baldo- sewillenscy znajomi: zjedlismy pizze, ryz w pomidorach z "lanym"jajkiem a la juan, spagetti, ciacha czekoladke i piwko... piekny wieczor..:P a nastepnie jak zwykle skoczylismy na alamede:P
a dzis zrobilysmy chlopakom (metinowi i pablo) maly spacer po sewilli polaczony ze zwiedzaniem, nastepnie metin uraczyl nas przepysznymi choc mocno doprawionymi (nieprawdaż polly?)papryczkami nadziewanymi ryzem i soczewica, okraszonymi tzatziki i popijanymi winem... a teraz powoli zbieramy sie do wyjscia (a to niespodzianka!)... lecimy na pokaz flamenco:P
tak wiec: wesolego po swietach!!!!!!!

czwartek, 24 grudnia 2009

WESOŁYCH ŚWIĄT!!!






WESOŁYCH ŚWIĄT!!!

FELIZ NAVIDAD!!!


No i nadeszły: moje pierwsze święta daleko od domu, pod palmami, bez najmniejszego śladu śniegu- za to z dużą ilością deszczu, 20"C, barszczem z próżniowo pakowanych buraków z lidla, pierogami z nadzieniem z soczewicy (ach, skąd tu prawdziwka wytrzasnąć?)... i choinką zrobioną z plastikowego bambusa...
hiszpański surrealizm nawet w święta daje o sobie znać:)


Ale do rzeczy:

Kochani, wesołych świąt wam wszystkim życzę- jakkolwiek i z kimkolwiek je spędzacie... bo liczy się to jak się je przeżywa (np. abstrakcyjnie i niepowtarzalnie po sevilleńsku) i o kim myśli, a nie ilość potraw na stole...
a myślę o was wszystkich, tęsknię i ślę gorące całusy:*


ech kolęda, kolęda- żeby się zbyt nostalgicznie nie zrobiło:)

wtorek, 22 grudnia 2009

nigdy wiecej couch surfingu!!!!!!!




echhh no co za zakreconych kilka dni tu na luis montoto mielismy... az mi sie nawet opisywac nie chce....
wiec zaczne od stwierdzenia: my tez za toba tesknimy wero...i tak se pomyslalam ze pare fotek twoich z bratyslawy zapodam, a co!hehehew koncu sa na moim kompie:P
a noniu podroznik moglby swoja droga jakiegos posta o zwiedzaniu swiata opublikowac...

a zakrecony tydzien w skrocie wygladal tak (chociaz ja juz sama nie wiem co sie kiedy wydarzylo:P)
no byla sobie ta niemka u nas i oki... spoko laska chociaz bez zachwytow..przyjechala, pobawila sie z nami na mega imprezie (no taki imprezowy ciag zaliczylismy...juan i ja bo polly sie wyalienowala i z pewnym dzentelmenem postanowila spedzic czas)i sobie pojechala w sobote... i byloby ok gdyby po poludniu nie zadzwonil domofon: czesc tu john, kolega anny (tej niemry) przyjechalem sobie dizs i chce u was spac...
tak szeroko chyba nigdy nie otworzylismy ust ze zdziwienia...no bo nikt nam o zadnym johnie ktory ma u nas spac...
a ze i ja i juan jestesmy cholerni samarytanie(patrz: historia przygarnij kota... http://pollyenespana.blogspot.com/2009/12/accion-gato.html) co nie umieja powiedziec nie... no to powiedzielismy tak:/ i to byla zla decyzja... bo koles mega dziwny byl!
grzecznie go nakarmilismy, na impreze zabralismy (wypalilismy mu wszystkie fajki...a co!)
a on jakims mega wyautowanym rasta byl... no i poprosil o nocleg kolejna noc... na ktory sie zgodzilismy, choc z mniejszym entuzjazmem... a on w zamian za to raczyl nas co najmniej dziwnymi historiami ze swojego zycia, filozofia zyciowa z dupy wzieta, a w miedzyczasie pakowal sie np do lozka esterze... taaaa.... a wczoraj postanowil ze pojedzie na stopa do portugalii poszukac swojej furgonety(historia jego podrozy tez nie byla do konca jasna) no i sobie pojechal... razem z kluczami juana!
no a wczoraj strasznie strasznie padalo- ale tak strasznie strasznie... ze w drodze do domu z cetrum przemoklam tak ze wode mozna bylo ze mnie wykrecac hektolitrami (ze wszystkich czesci garderoby lacznie z bielizna). Okazalo sie jednak ze i polly i estera robily wczoraj za wodniki szuwarki, nimfy blotne i inne zwierzatka wodne:P No i balkon nam zalalo:P
ale popijajac ciepla heratke z mlekiem, imbirem i cynamonem, czekajac az juan ugotuje nam obiad (za dobrze z nim mamy.. wczoraj kurczak w curry... dla mnie bez kurczaka, dzis zupa krem z dyni..echh), gadalysmy o tym czy w zwiazku z zaginieciem(a raczej porwaniem przez wyalienowanego dredziarza johna) kluczy juna wymieniac zamki czy tylko dorobic nowy komplet.... az tu nagle juan, wypatrujacy z balkonu przyjazdu kudlatego... krzyczy: NOOOOOOO!!!!!CHICAS!!!!!!NOOOOO!!!!nie zgadniecie kto zbliza sie do naszego domu!
Mniej domyslnym zdradze ze byl to John!!!!
polly chciala barykadowac drzwi... i nie wiem czemu jej nie posluchalismy:/
nasz gosc wszedl do domu oznajmiajac: klucze przynioslem... i pada... i mam autobus o polnocy, po czym jakby nigdy nic zasiadl do jednego z laptopow...
po jakichs 5 minutach, kiedy udalo nam sie zamknac szeroko rozwarte ze zdziwienia mordki... ktos przytomnie spytal czy to oznacza ze go ostatni raz ogladamy...
I tak sobie siedzielismy- wcinajac czekoladki z paczki od gucia(dzieki po raz kolejny) tym razem nie dzielac sie z dziwakiem... potem wpadl kudlaty, estera pograla na digeridu... az zrobila sie 23.10
spytalam wiec johna czy nie musi juz czasem wychodzic bo sie na autobus spozni...
a on na to: ze zmeczony jest a poza tym nie chce robic klopotu ludziom u ktorych ma spac w portugalii bo dojedzie tam nad ranem!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
no wiec- jako ze polly juz spala, a juan gadal na skajpie (a estera i kudlaty jednak mieszkancami domu nie sa) martunia postanowila wyedukowac johna w sprawie nadmiernego wykorzystywania cudzej goscinnosci... ale nasz john mial juz chyba gotowy plan i wykorzystujac swoj wielki tupet stwierdzil ze on w takim razie z juanem pogada... no a juan machnal reka i stwierdzil ze jak zarazy sie wytepic nie da to trzeba nauczyc sie z nia zyc... i tak to john zostal jeszcze jedna noc- z zastrzezeniem ze nie jest tu jz mile widziany (ciekawe czy dotarlo a chyba dotarlo bo estera mu dosc doslownie pare rzeczy wytlumaczyla!)
w kazdym razie poki co mamy dosc przygod z ludzmi z coucha!!!co nie zmienia faktu ze jutro przyjezdza do nas niemiec z hospitality club:P hehehe ale on sie wydaje fajny:P no i w okolicach sylwka jacys wlosi maja nam wapsc zarcie gotowac wloskie (ci akurat spia w hostelu) no i polly sie umawia z jakims kolesiem na wspinaczke:P
a poza tym to mamy dzis pierwszy dzien zimy, swieci (a wlasciwie swiecilo) sloneczko, bylo 18 stopni:P juan biegal jak zwykle bez koszulki:P
dzis zostajemy w babskim gronie, bo juan jedzie do rodziny na swieta, a pablo argentynczyk jeszce nie dotarl...
a ja zostalam sama jak palec bo mi kudlaty rano wyjechal i nie mam sie do kogo przytulac az do 8 stycznia... buuuu!!!musze jakas nowa maskote znalezc:P

piątek, 18 grudnia 2009

BURZA!

mamy burze!!!pierwsza burza od kiedy jestem w hiszpanii... (a deszcz widze tu moze po raz 3-4)
siedze sobie przed kompem... juan spi, polly w pracy a na kanapie obok mnie drzemie niemka- dziewczyna z couchsurfing ktora wpadla do sewilli przejazdem i dzis u nas nocuje...
a tak poza tym ze burza za oknem to i zycie na luis montoto robi sie burzliwe:P
od zeszlego tygodnia robi sie coraz bardziej gesto pod wzgledem towarzyskim, wyjechala nina, przyjechala estera- ktora jest juz stalym gosciem w naszym domu (a przy okazji mi sie udalo goscic w jej tymczasowym domu w bormujos pod sewilla- pieeeekny to byl dzien:P)
estera gra na ulicach, nocami edukuje nas muzycznie:P i idealnie sie wpasowuje w nasz klimat- poza tym uczy juana mowic po angielsku a on ja po hiszpansku...
w miedzyczasie wkreca nas w koncerty- po jednym takim wyjsciu z estera juan nie wstal do pracy (mial na 8 a obudzil sie ok 15:P)... wczoraj estera grala z afrykanczykami i szykuje sie na nastepny koncercik:P hehehe robi sie ciekawie:P
poza tym wrocil maskota/kudlaty no i ja malo czasu spedzam w domu w zwiazku z tym (bo jest w sewilli tylko przez weekend:Pkazdej chwili szkoda!)... coraz wiecej ludzi chce nas odwiedzic- we wtorek przyjezdza koles z hospitality club ktorego nagrala nam wero- i z tego co piszemy sobie w mejlach fajny z niego koles(juan juz postanowil ze jako moj gosc bedzie musial ze mna pokoj dzielic...heheheh zobaczymy:P)
poza tym maja w tym samym czasie wpasc do nas chlopaki z los fuser (a przynajmniej 1 z nich) czyli argentynczycy u ktorych mieszkalysmy z wero na poczatku pobytu w tarifie (namiot na podworku, gitary echhh ile to juz czasu minelo!)i juz mam banana na mysl ze ich zobacze!!!!
no i jakos tak sie wesolo toczy nasze zycie- ja mam jakies tam rozmowy kwalifikacyjne w przyszlym tyg. wiec trzymac kciuki!!!
i jakos nie mam natchnienia na pisanie dzisiaj... heheh to ten deszcz!!!chyba cczas sie zdrzemnac- przed nami dluga noc:P

sobota, 12 grudnia 2009

co za dzien...

no i stalo sie, mi hermana- lesbiana czyli siostra noszk nas opuscila... w domu pusto, jestesmy tylko we trojke- polly ja i juan...czyli los peores/malos de luis montoto... nasza trojka to najwieksi balaganiarze swiata... chaos panujacy w domu jest nie do opisania- dzis uwiecznilismy nasz burdel na fotkach ktore polly ma wrzucic na swojego bloga(bo na fejsa nie mozemy.... boimy sie co na to valentina powie)... w kuchni nie ma swiatla, bo 2 tyg temu przepalila sie zarowka i nie bylo czasu wymienic... i cos dziwnie pachnie... w salonie na stole stoi puszka napoju pomaranczowego sprzed 3 dni... pod lozkiem juana pewnie zalegly sie zwierzatka... szafa polly to wielka mieszanina ciuchow, a w moim pokoju srodek podlogi zdobia ubrania z paczki ktora dostalam kilka dni temu... ALE!!!jtro po poludniu robimy generalne porzadki!!!!
a poza tym ze balaganimy i za noniem tesknimy to delektujemy sie pogoda...
znow zrobilo sie cieplej- w nocy co prawda trzeba narzucic jakas kurteczke, ale w dzien jest dwadziesciapare stopni i swieci sloneczko!
przez ostatnich kilka dni goscilismy u nas Nine- szalona wloszke z tarify, sprzedajaca na ulicy bizuterie wlasnej roboty... wczoraj zrobilysmy sobie z nina cudowny spacerek do triany, czyli dzielnicy "po drugiej stronie rzeki" najpierw roznosilysmy moje cv w eleganckich restauracjach (a co!)potem zakupilysmy botellony czyli litrowe butelki z piwem i udalysmy sie na sieste nad rzeke...cudoooownie: zielona trawka, piwko, palmy, rzeka, sloneczko (nie ma to jak w grudniu biegac boso i rozebrana do stanika bo tak grzeje), i spacerujace niemal przy naszych glowach kaczki- istna sielanka... ech... to naprawde juz grudzien???hehehe dokoracje swiateczne sa dla mnie totalna abstrakcja (swiatelka choinkowe na palmach i neony w ksztalcie platkow sniegu w miescie ktore nie wie co to snieg!!!ha!), dla mnie czas zatrzymal sie na wrzesniu...
a nasz cudowny chilloutowy dzien zakonczyl sie wspaniala wspolna kolacja: risotto z kabaczkiem i pieczarkami i winko... a nastepnie wyjsciem na miasto (poniewaz byl to ostatni wieczor niny w sewilli a mnie od dwoch 2 roznosila energia z powodu braku rozrywek)... no coz... impreza byla piekna, skonczyla sie o 7.30... a teraz boli mnie glowa!!!hehehe kocham hiszpanie:)
PS nonuuu sie wez ino odezwij co????

wtorek, 8 grudnia 2009

jadlospis bezrobotnego

w zwiaku z barkiem pracy, a co za tym idzie totalnym brakiem kasy, chcialybysmy pochwalic sie nasza inwencja tworcza w tworzeniu menu z niczego... bo nasza lodowka swieci pustkami:)

1. zasmazane lane kluski

350 gr maki
goraca woda
przyprawy

make mieszamy z woda, a nastepnie wlewamy do gotujacej osolonej wody malymi kroplami. powstaje ciapa, ktora nastepnie odcedzamy i wrzucamy na patelnie (z olejem z wczoraj) i doprawiamy do smaku:)

2. nalesniki

350 gr maki
woda
lyzeczka proszku do pieczenia

rozrabiamy ciasto, a nastepnie smazymy na zepsutej patelni od chinczyka bez uzycia oleju (zuzyty na poprzednie wykwintne danie)... nastepnie odskrobujemy powstale placuszki z patelni i zjadamy niespalone fragmenty

3. ryz z cebula
1/3 cebuli
350 gr ryzu
przyprawy

ryz gotujemy na ciapke, nastepnie podsmazamy cebule z przyprawami i dodajemy ryz.



SMACZNEGO:)


po rozsmakowaniu sie w tych przysmakach ruszamy na miasto... no bo jesc nie trzeba ale piwko musi byc:P

a tak na serio... no coz kasa sie konczy(a wlasciwie dawno skonczyla) ale i tak sewilla piekna jest i zycie radosne:)
polly pracuje, wero sie pakuje przed wyjazdem na swieta a ja wykorzystuje ostatnie chwile na przytulanie mojego maskoty, ktory jutro tez wyrusza w swiat...
a poza tym mamy alarm wszowy:P i codziennie albo wydlubujemy cos z dredow Hectora, albo siedzimy z reklamowkami na glowie i smierdzimy octem:)
hehehe surrealizm goraaa!!!
a dzis ma nas odwiedzic nina- wloszka z tarify... w miedyczasie wpadla zakrecona estera (ktora co prawda nasza znajoma nie jest ale nasi znajomi poprosili nas o jej przenocowanie) ktora grala nam w nocy na djediriduuu czy jak to sie tam nazywa... taki jakis plemienny faaaajny instrument... echhh
i tyle... i wlasnie z Ania rozmawialam i Igorkiem (tzn ja pisalam a Ania gadala) i tak se pomyslalam ze tesknie tesknie....
bzuiam

czwartek, 3 grudnia 2009

komorki poszukiwane!!!

no normalnie sie zaczynamy chyba rozkrecac z tym blogiem!!!trzy dni z rzedu nowe posty!
a to tylko dlatego ze noszk ma do piatku zakaz wchodzenia na fejsa (w ramach walki z uzaleznieniem i cwiczenia asertywnosci) a ja nie mam telefonow... wiec i tak moi przyszli pracodawcy do mnie zadzwonic nie mogaaa...ale o tym zaraz:P
wczoraj jak zwykle planowalysmy spokojny wieczor z herbatka w reku i kompem na kolanach ale - tez jak zwykle- nic z tego nie wyszlo...
Juan- ktory jak juz wczesniej pisalam zerwal sie ze smyczy Vale- planowal zaprosic na kolacje kolezanke- w zwiazku z czym nie bylysmy mile widziane we wlasnym domu:)ale w miedzyczasie "kolezanka"- czyli finska tancerka flamenco dowiedziala sie ze musi isc do pracy... no a nas odwiedzil Hector z kilkoma butelkami piwa.... wiec zapodawszy sobie dobry humor (wero musiala w miedzyczasie skoczyc do sklepu po dodatkowa porcje tego dobrego butelkowanego humoru), stwierdzilismy ze idziemy wszyscy zobaczyc owo przedstawienie flamenco... no i przedstawienie zajebiste bylo- a my stwierdzilismy ze na samym przedstawieniu poprzestac sie nie da... no i wiadomo- z krotkiego wyjscia zrobila sie calonocna balanga... na ktorej jakis mily starszy cygan zaopiekowal sie moimi komorkami... taaa (nie mam zadnego nr tel.- blagam o pomoc w uzupelnieniu nowej ksiazki telefonicznej!!!)
ale nie ma tego zlego... nasza maskotka skutecznie mnie pocieszyla:)
za to dzis wszyscy walcza z bolem glowy- najgorzej miala polly, ktora dzis zaczela pracowac w hostelu (JEJEJEJEJEEE!!!!!) no i musiala wstac na 10.00
a ja i noszk bylysmy na spotkaniu w sprawie pracy... ktore nie wiedzialam gdzie ma sie odbyc, nie moglam zadzwonic do kolesia (ach te komorki no....), w miedzyczasie sie totalnie zgubilam w centrum sevilli i mocno spoznilam, a wero spoznila sie jeszcze bardziej bo utknela gdzies w drugiej czesci miasta, bo akurat dzis tom cruise postanowil krecic film z cameron diaz i cale miasto jest sparalizowane... no ale udalo nam sie jakos spotkac z Angelem(:P) ktory zaoferowal nam zostanie akwizytorkami Amway.... taaaaaaaa....

środa, 2 grudnia 2009

PSTRYK PSTRYK


i troche mnie bo to ja zawsze po drugiej stronie aparatu:)ale noga sołtysowa:)

a tutaj martus niby zamyślona:) ale kolorowa;)

po raz pierwszy spadło poniżej 20:) buahahahah:) ale w słonku grzało jak na patelni:)



no sołta wzieła sie za uzupełnianie to ja kilka fotek dodam bo z pisaniem poczekam jak dojdzie do jakis wielkich ekscytacji;) trzęsienia ziemi czy boskiego ciachaaaa:)

no i martus to modelka pierwsza klasa:)hehehe

 
design by suckmylolly.com